DWUSTULETNIA LODOWNIA

 

Opis lodowni za zgodą autora tekstu i zdjęć - Adama Możdżonka.


Ponieważ temat taniego w utrzymaniu domu zawsze był i jest dla mnie ciekawy, postanowiłem podzielić się z Wami nowo zdobytymi doświadczeniami w tej dziedzinie. Jest taki obiekt…

W ramach moich głównych zadań (alarmy, kamery telefony, itp.) dostałem dość ciekawe zlecenie i pojechałem je realizować. Pętając się z kłębami kabli i szukając sposobu jak je przeprowadzić z punktu A do punktu B nagle wdepnąłem w takie miejsce:

Kable poszły w kąt, a ja oddałem się pracom badawczym. Obejrzałem wszystko z zewnątrz, z wewnątrz, przeprowadziłem dogłębny wywiad wśród co starszych „tubylców” po czym ponowiłem oględziny z jeszcze większą dokładnością i zaciekawieniem robiąc serię zdjęć (które tu publikuję za zgodą obecnego właściciela obiektu).

Obiekt to około 200-letni dom-pałacyk dyrektora fabryki porcelany, porcelitu, cegieł i materiałów ceramicznych. Niemca. Leży na „wyzyskanych ziemiach” w borach i lasach. On kazał go wtedy tak, a nie inaczej zbudować. Różne były koleje jego (pałacyku) losu, ale w zadziwiająco świetnym stanie ocalał ten jego fragment: LODOWNIA.

Może dlatego, że jest tak genialnie prosta, że nie było jak jej spieprzyć pomimo, że „Polak potrafi!”. A może dlatego, że była świetnie i starannie postawiona? Oczywiście, widać, jak się ktoś wpatrzy, ząb czasu i „geniusz” któregoś kolejnego zarządcy, który przerobił ją na zwykłą piwniczkę z „solidnym” zamknięciem (te drzwi!!!).

Wnętrze to dwa pomieszczenia „magazynowe” typu „tramwaj” i trzecie – komora lodowa. Wygląda tak (od wejścia – w głąb):



I z głębi w kierunku wejścia:

Usytuowana jest w suterynie i częściowo pod tarasem. Mury ma imponujące co widać tu:

Właściciel miał fabrykę cegieł, ale… Ale pozory mylą, jak powiedział jeden jeż schodząc ze szczotki! Prawda jest taka, że ich struktura nie jest jednolita. To ściana 3W (3 warstwowa). I to fundamentowa! W przekroju wygląda tak:


A we fragmencie otaczającym lodownię, nawet tak:

To chyba nawet 4W? Na tylnej ścianie widoczna jest krata zamykająca otwór prowadzący do komory lodowej. Tu otwarta:

Strop pomieszczenia jest dolną ścianą kanału powietrznego prowadzonego przez oba pomieszczenia. Tu widać go wyraźnie:

Także podłoga jest ułożona na identycznym, płaskim i szerokim na cały wymiar pomieszczenia kanale powietrznym. Jest cienka, betonowa i wyłożona płytkami. Początek kanału podpodłogowego zaczyna się tu, pod rusztem komory lodowej, który widać na tym zdjęciu wykonanym przez otwór prowadzący przez ścianę do komory lodowej:

Jego koniec znajduje się przy drzwiach wejściowych i był kiedyś zakryty kratą. Dziś pozostał tu tylko spory otwór widoczny tu:

Nad jego wylotem jest widoczna wnęka z prowadnicami na wyjmowane (wysuwane) półki. Ściany tej wnęki, cienkie, betonowe, wykafelkowane, otacza pionowy kanał prowadzący spod podłogi do wspomnianego już kanału nadsufitowego, który się tu zaczyna, a kończy w komorze lodowej. Też pod jej sufitem. Tak wygląda wewnątrz:

W głębi komory lodowej widoczny jest otwór/pochylnia wrzutni lodu:

Całość zbudowała firma sprowadzona z daleka. Wiedzieli co robią!!! Zostawili kilka wbudowanych kafelków głoszących ich kunszt.

Fajnie! Dwa pokoiki z szynami zaopatrzonymi kiedyś w haki, wnęka z wysuwanymi półkami, kafelki ułatwiające utrzymanie czystość, trochę kratek – to pod sufitem, to przy podłodze. Czym tu się zachwycać? Diabeł, jak zwykle tkwi w szczegółach! Na przykład: Wszystkie ściany, zanim je wykafelkowano kaflami o grubości około 5mm (pięć!), wyłożono wykładziną 15cm grubości, która wygląda tak:

 

Także strop PONAD kanałem sufitowym i spąg POD kanałem podpodłogowym został wyłożony tą wykładziną. Spory fragment wyłupany przez jakiegoś bezmózga leżał w kącie. Wiedziony ciekawością podniosłem go i KOPARA MI OPADŁA!!! Klocek sporej wielkości ważył…NIC!!! Istny puch, ale twardy, że skakać po nim można! Ciemno brązowo-czarnawy. Miejscami połyskiwał. Oglądałem go z dobre 30 minut usiłując zrozumieć jak ci Niemcy zrobili ten styropian? Styrodur? Styro-cholera wie co, i to 200 lat temu! Dostawałem żylaków na mózgu dopóki własny syn (był tam ze mną) mi nie powiedział: „Tatek, ty tego nie rozgryziesz!”. W akcie desperacji wsadziłem kawałek do gęby i nadgryzłem! Badanie organoleptyczne jednoznacznie wykazało mieszaninę znanych mi smaków z nutką znanych zapachów: To mielona, dobrze wysuszona kora drzewna sklejona klejem stolarskim (kostnym, brązowym, gotowanym zwykle na łaźni wodnej). Podejrzewam, że mieloną korę zanurzano w zawiesinie klejowej i prasowano w formach. Uzyskiwano właśnie takie klocki. Doznań organoleptycznych jestem pewien, bo tego charakterystycznego posmaczku garbników kory i aromatu klejowego zapomnieć się nie da, jak ktoś się z tym raz kiedyś zetknął. W dotyku było po prostu ciepłe. Efekt wyraźniejszy jak wtedy, gdy bierzemy do ręki styropianową płytę! To oznacza, że zdolność do przewodzenia ciepła tego materiału jest nieomalże zerowa! Zadziwiająca jest też sztywność tego materiału. Po prostu – jak cegła! Istny szok!!! I gdzie my jesteśmy z naszymi wspaniałymi technologiami w porównaniu do tej?!! A ta ma z 200 lat lub nawet więcej!

A jak to działa? Gdzie jest napęd tej „lodówki”? Trzeba by się przyjrzeć szkicowi tego urządzenia (budowli?)

Może trochę „skopałem” proporcje, ale chodzi o pokazanie zasady działania. Jak widać, napędem jest grawitacja. W komorze lodowej, pomiędzy blokami lodu, struga powietrza ulega(ła) ochłodzeniu do punktu przemiany fazowej wody (0 st.C). Powietrze automatycznie zwiększa wtedy swoją gęstość i zapada się w dół, pod ruszt, na którym leżą (leżały) bloki lodowe (ruszt widoczny na jednym ze zdjęć). Tu trafia(ło) na wlot kanału podpodłogowego i przemieszczane wzdłuż niego naporem kolejnych gęstych, ochłodzonych partii powietrza wydajnie schładza(ło) betonowo-ceramiczną podłogę pomieszczenia (będącą jednocześnie górną ścianą tego kanału). Dopływając do końca kanału wylewa(ła) się ta struga chłodu do wnętrza pomieszczenia przez kratę, której już dziś nie ma. Produkty zawieszone na hakach lub ułożone na półkach we wnęce, o ile były „świeżo wstawione” i ciepłe, oddawały do otoczenia strumień ciepła i ochładzały się omywane strugami zimnego powietrza. Proces ten trwał do czasu wyrównania temperatur, po czym zamierał. Ogrzane powietrze, zwierające pobrane ciepło, a więc nieznacznie lżejsze, unosiło się pod sufit pomieszczenia i otworami w kratkach równomiernie rozmieszczonych w dnie kanału podsufitowego dostawało się do jego wnętrza. Jak długo trwała wymiana termiczna produktów z otaczającym je powietrzem, tak długo tym podsufitowym kanałem najcieplejsze warstwy „ładunku” komory magazynowej były odprowadzane wprost do komory lodowej, gdzie się ochładzały i proces się zamykał. Krata w górnej części tylnej ściany lodowni znacznie intensyfikowała ten opisany cykl przy sporych różnicach temperatur „wsadu” i powietrza w pomieszczeniach.

A jaka jest tu fizyka tych procesów? Ciepło właściwe wody jest bardzo duże. Ciepło przemiany fazowej (zamarzania/topnienia) olbrzymie, a parowania - wręcz gigantyczne! Ciepło właściwe powietrza jest wręcz nieporównywalnie mniejsze. To oznacza, że niewielką ilością lodu można schłodzić olbrzymie ilości powietrza, ale tylko do punktu przemiany fazowej (0 stopni Celsjusza). Aby roztopić 1m3 lodu należy dostarczyć mu około 93kWh ciepła, a i tak to, co powstanie (woda) będzie miało temperaturę przemiany – czyli 0 st. C. Czyli, że temperatura będzie stała w czasie pomimo niewielkiego ubytku lodu. Aby ochłodzić 100 kg wody zawartej w wstawionych produktach spożywczych z 20 st. C do 0 st. C za pomocą strugi powietrza pędzonej grawitacyjnie trzeba roztopić mniej niż kilogram lodu! Mniej niż litr! A komora lodowa ma tu wymiary 3 x 2 x 2,5m (tak naprawdę to nieco więcej, bo tyle było na lód) i była wypełniana prawie do pełna! To oznacza około 15 m3 i prawie 15 ton. To naprawdę spory ładunek.

Jakie korzyści otrzymywano w zamian za trudy budowy i sezonowego „ładowania” lodem? Praktycznie każda potrzebna ilość zapasowego jedzenia różnego rodzaju w ciągu całego roku mogła być przetrzymywana bardzo długo w temperaturze praktycznie 0 st. C, ale w stanie nie zamrożonym!!! To było zimne i świeże! Wszyscy wiemy, co się dzieje z zamrożonym pomidorem czy truskawką, jak się je wyjmie z zamrażarki i rozmrozi – nieapetyczna breja, galaretowata maź. Tu jest inaczej!!! Każdy taki owoc wyjęty z lodowni wygląda, jakby był właśnie zerwany! Grzyby, maliny, jagody, pomidory, sernik czy placek z jabłkami. Nawet kwiaty można utrzymać długi czas w stanie pełnego rozkwitu! Do dnia uroczystości! Wszelkie produkty „trwają” bo bioprocesy, które w temperaturze przemysłowych chłodni (4-6 st. C) jeszcze niemrawo postępują, to w temperaturze 0 st. C praktycznie ustają! Degradujące błonę komórkową (kształt, wygląd) procesy zamarzania nie są tu wywoływane. Dla wielu win trochę zbyt chłodno, ale jakby je tak tylko na godzinkę przed spożyciem wstawić?

Jaki był koszt utrzymania? No! Kiedyś PAN sam tego lodu tam nie wrzucał! Płacił grosze i chłopina przywoził mu furką śliczne bloki lodowe wyrąbane w przepływającej obok rzeczce! Obaj się cieszyli! Chłopina tego lodu nie wytwarzał, samo się robiło, a furkę i konika miał! PAN dużo nie wydawał.

Może dodam tylko, że naprzeciw wejścia do lodowni, w suterynie (te drzwi) była kuchnia, gdzie gotowano potrawy dla jaśnie państwa. A z piętra i parteru do kuchni prowadziła rura głosowa! Taka, jaką czasem pokazują na okrętach, kiedy to oficer z mostka z maszynownią gada na starych parowcach. Żeby pogadać, to najpierw trzeba w tę rurę dmuchnąć, bo na końcu (tu w kuchni) w rurę wetknięty był wyjmowany gwizdek.

Potraficie sobie wyobrazić stan i wygląd lodówki eksploatowanej tyle czasu co ta lodownia - 200 lat? Tak jak jest teraz, to tylko lodu wrzucić. To jest nadal sprawne, bo grawitacja się nie zmieniła! No i ta oczywista różnica w pojemności komory lodowni w porównaniu do lodówki! Pojemność komory lodowej - 15 m3. Pomieszczenia magazynowe są łącznie około 3 krotnie większe!

I jak Wam się podoba taka konstrukcja? Praktyczna to duża lodówka! Te Niemce, co ją zbudowały, to naprawdę od jakiejś innej małpy pochodziły!

A co się działo z pozostałością po lodzie, czyli wodą? Taka ilość lodu, w niemałą ilość wody się zmieni... Aby nie zaciemniać rysunku nie wstawiałem już zasyfonowanego odpływu do szamba z przestrzeni pod rusztem. Jest też zasyfonowane "odpowietrzenie" komory magazynowej, aby wyrównać ciśnienie wewnątrz i z zewnątrz i nie dopuścić do "opróżniania lodowni z chłodu" po otwarciu drzwi. Konstrukcja ciekawa "do wścieku"! Badałem nawet spady, kierunki świata, zacienienie itp. JEST WSZYSTKO!!!

A wiecie jak opróżniano dawniej szamba? Dawno, dawno temu budowano "gównowozy". To była olbrzymia beka na wozie ciągniętym konikiem. Beka była o bardzo wzmocnionej konstrukcji. Zamówiony facio wlewał do pustej beki pół litra spirytusu (pozyskanego w lokalnej gorzelni Pana Hrabiego) i jechał wykonać zlecenie. Zanim dojechał, to ten spirytus ładnie w tej bece się już odparował. Na miejscu przygotowywał sobie rurę ssawną, gazetę i zapałki. Podpalał gazetę i zbliżał do wylotu rury. Robiło się najpierw FUUUCH! na zewnątrz, a potem SSSS! do wewnątrz. Trzeba było mieć "ten dryg do gówna" i w odpowiednim momencie zanurzyć rurę w szambie. Beka łykała 1/3 swojej objętości na raz. Wprawni mieli jeszcze lepsze wyniki! Takie szambo jechało "na 3 razy". Jeszcze niedawno tę technikę stosowano "po zapadłych dziurach", tylko beki już były takie "bardziej metalowe". Widziałem to raz osobiście, ale bardzo dawno. Aromatyczne wspomnienie! Z lodu na "gównowozy"! Ale to też wiedza!

A uwierzycie, że w tym samym budynku jest 200 letnia instalacja solarna? Niestety, w strzępach. Szkoda! Podobno jeszcze 15 lat temu działała! Opisuję na podstawie opowieści "tambylców" i zastanych resztek. Na strychu, pod samym dachem są dwa wymurowane, wyłożone blachą, zbiorniki o bardzo dobrze izolowanych ściankach. Tak ze 2 m3 każdy. Nad zbiornikami zamontowano regulator z bimetalem i krzywką. Jego konstrukcja sugeruje zastosowanie, ale jeszcze nad tym myślę. Dopływ rurą z dołu z klasycznym zaworem pływakowym, jak w spłuczce klozetowej. Do obiektu poprowadzono piony ciepłej wody pędzonej grawitacyjnie. Resztki rozprowadzeń poziomych są ledwo rozpoznawalne. Grzali tę wodę na strychu. To istna sauna, jak świeci słoneczko, bo dach blachą kryty. Są tacy, co pamiętają plątaninę rur na tym strychu prowadzonych "zupełnie bez sensu, bo w koło strychu, pod samom blachom". Po sezonie grawitacyjnie opróżniano te zbiorniki. Teraz, jak się tam wchodzi, to jest tam ciepło. W największe upały nie byłem, ale wyobrażam sobie jak tam mogło być!

Pozdrawiam Adam Możdżonek



 


 www.darmowa-energia.eko.org.pl